Trójpodmiotowość – o co tyle hałasu

        Każdy z nas – dorosły, czy dziecko, uczeń czy nauczyciel, rodzic czy opiekun pragną w relacji być podmiotem, a nie przedmiotem. Różnica polega na ustawieniu relacji w sposób wyważony, a co za tym idzie równy. Żadna osoba biorąca udział w procesie komunikacji nie jest podrzędna względem drugiej, ale równorzędna. Edukacja jest relacją, a co za tym idzie nie da się zrezygnować z komunikacji – nawet tego nie chcemy. Wręcz przeciwnie, im więcej interakcji, tym lepiej dla rozwoju mózgu (przecież nasz organ centralny najlepiej uczy się w grupie). Wbrew pozorom wymaganie od Uczniów, aby zapamiętywali („wkuwali”) tysiące słówek, czy fraz dla mózgu jest katorgą, a nie przyswajaniem wiedzy. Jeżeli dziecko nie jest zaangażowane w to co robi, nic nie zapamięta, a tylko się sfrustruje. Pamiętamy, że słownictwo jest jak ocean, nie ważne jak dobrym jesteś pływakiem i tak Cię pochłonie. Nie oznacza to rzecz jasna, aby nie uczyć słówek, ale aby robić to w sposób wywarzony i bez bycia zakładnikiem szybkiego efektu oraz produktywności.

         Konieczne jest również, aby atmosfera była kojąca i bezpieczna z perspektywy każdej osoby zaangażowanej w edukację.

Dlatego właśnie trójpodmiotowość jest tak bardzo potrzebna, aby osiągać wyniki edukacyjne. Najłatwiej przedstawić ją jako trójkąt równoboczny, na którego każdym z wierzchołków umieszczamy jedną z osób biorących udział w procesie edukacyjnym. Znajdziemy tam zarówno Dziecko, Rodzica jak i Nauczyciela – każdy z nich ma własną perspektywę, własną autonomię, a także prawo do bycia szanowanym i wysłuchanym. Pole, które jest ograniczone przez 3 ramiona trójkąta to nasza przestrzeń edukacyjna, każdy z podmiotów edukacyjnych ma taką samą moc, aby wpływać na to jak ona będzie wyglądała.

Aby nie zaburzyć budowy, jednej z doskonałych figur, której wszystkie boki są równe i wszystkie kąty są równe, potrzeba empatii, a w konsekwencji szacunku dla granic i potrzeb zarówno dorosłych jak i dzieci.

Wsłuchiwać należy się w dzieci informujące co im się podoba, a co nie na zajęciach szkolnych oraz pozalekcyjnych (bardzo często należy informować uczniów, iż mają prawo powiedzieć, że coś im nie pasuje) i w porozumieniu z nauczycielami poszukiwać kompromisu – tak aby zajęcia były w dużej mierze przyjemnością, nawet jeżeli czasami poruszane są kwestie np. gramatyczne, które nie zawsze porywają. Bardzo istotne jest pytanie Dzieci o motywację – dlaczego chodzą na zajęcia językowe – czy czują, że chcą tu być, jeżeli tak to świetnie; jeżeli jednak usłyszymy, iż dziecko nie chce być na zajęciach, wolałoby być na dworze – konieczne jest podjęcie dyskusji zmierzającej do znalezienia kompromisu. Kompromis nie jest łamaniem integralności dziecka dla odpowiedzi ustalonej przez dorosłego; jest próbą znalezienia właśnie owego wspólnego pola, które umożliwi pojawienie się motywacji wewnętrznej do nauki. Każdy z wierzchołków trójkąta ma swoje racje – dziecko chce się bawić (Einstein „Zabawa jest najwyższą formą nauki”), rodzic chce, aby dziecko poznawało języki obce, bo jest to dobre dla rozwoju mózgu młodego człowieka, nauczyciel chce, aby zaplanowane treści były przekazane w sposób ciekawy i zostały zinternalizowane w możliwie dużym stopniu. Motywacje te dają bardzo duże możliwości przy poszukiwaniu konsensusu. Istotne jest, aby rozmawiać i przekazywać sobie wszelkie zapytania czy kwestie, które niepokoją którąkolwiek ze stron. Dzięki temu, nie doprowadzimy do niedomówień czy sytuacji w których którykolwiek z wierzchołków poczuje, iż jego ramię i kąt nie są równe.