Słowo „mem” w potocznym języku funkcjonuje jako wyraz określający obrazki zaczerpnięte z wielu możliwych źródeł (takich jak: sztuka, nauka, źródła prywatne…itp.) opatrzonych krótkim tekstem korespondującym treścią z przedstawioną sytuacją. Najważniejsze jest, że każdy z nas potrafi przywołać z pamięci nawet kilka takich właśnie memów internetowych, które w XXI wieku zalewają sieć. Nasz mózg wykazuje się niesamowitym wręcz współgraniem z takimi komunikatami, są one w jakiś sposób angażujące nas samych, a co za tym idzie są po prostu ciekawe, z naszej perspektywy i dlatego tak mocno zadomawiają się w naszych głowach. Gdy przeglądamy Internet – wyobraźmy sobie taką sytuację – to jesteśmy zrelaksowani, nie czujemy presji, nikt nas nie będzie oceniał ani mówił nam co jest zabawne, a co nie, co jest ciekawe, a co nie – sami podejmujemy decyzję, przez co treści które wybieramy angażują nas bezpośrednio.
W uczeniu dzieci niesamowicie istotną kwestią jest akceptacja. Tak naprawdę każdy z nas potrzebuje akceptacji w relacjach. Jeżeli nie czujemy wsparcia, to w naszych mózgach zaczynają się reakcje chemiczne, których konsekwencją może być stres, strach, lęk, zniechęcenie…itp. które nie współgrają z internalizacją jakichkolwiek treści. Wróćmy na chwilę do memów, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy gdyby ktoś stał obok nas, gdy przeglądamy memy i wartościował je – przypomnę, że ocena jest totalnie subiektywna – dzieląc na takie które są śmieszne, okropne, udane, czy nieistotne – czy wówczas współczynnik zapamiętywania ich byłby tak wysoki? Myślę, że nie. A odpowiedź taka jest podyktowana naszym samopoczuciem, które w warunkach oceniania jest zdecydowanie w spektrum hormonu stresu. Patrząc na oceniającego naszą aktywność, nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić, co jest dla niego/niej zabawne, przerażające, smutne czy irytujące – dowiadujemy się tego w miarę interakcji, którą prowadzimy – ale gdy dochodzi element oceny, to jesteśmy bardzo ostrożni w podejmowaniu kolejnych kroków, a ryzyko jest całkowicie schowane pod dywan. Dzieci zapytane, co lubią na zajęciach językowych, bardzo często odpowiadają, że lubią bawić się z kartami obrazkowymi, siedzieć na dywanie i rozmawiać, grać w gry językowe. Zapytane czego nie lubią, często odpowiadają testów, kartkówek czy kart pracy „na ocenę”. Takie odpowiedzi nie sugerują, iż uczniowie nie lubią testów, lecz dają informację, iż dzieci, młodzież czy dorośli nie lubią być ocenianymi. Myślę, że gdybyśmy wprowadzili zabawy „na ocenę” bardzo szybko pojawiłyby się one w odpowiedziach typu „czego nie lubię na zajęciach”.
Podczas aktywności na zajęciach językowych, kiedy Uczniowie pracują w grupie, siedzą w kółku – przy stolikach, czy na dywanie – gdy gramy w gry, czy bawimy się językiem angielskim zawsze akceptujemy błędy naszych uczniów. Informujemy ich jednocześnie, iż jest to ich prawo – prawo Dziecka do błędu. Najważniejsze jest jednak, co my dorośli z tym błędem zrobimy. Akceptacja błędu jest dopiero pierwszym etapem, kolejnym krokiem jest szacunek dla porażek, który my – nauczyciele – chcemy w dzieciach zaszczepić. Gdy dziecko będzie wzrastało w atmosferze szacunku dla błędu, nie będzie go wytykało innym, a jedynie informowało i wspierało w jego naprawie. Nie ma edukacji bez błędów, błędy pozwalają nam się uczyć, wyciągać wnioski i nie bać się podejmowania ryzyka. Akceptacja i zrozumienie sprzyjają popełnianiu błędów, myleniu się i błądzeniu – dają siłę, aby próbować znowu, są oparciem i katalizatorem edukacji opartej na szacunku.